Siedem goli strzelonych Gibraltarowi to najlepsza rzecz, jaka mogła przytrafić się polskiej reprezentacji na starcie eliminacji EURO 2016.
Nie jest łatwo strzelić w meczu o punkty tak znaczącą liczbę bramek, choć Niemcy po półfinale mistrzostw świata w Brazylii i rozgromieniu „Canarinhos” mogą mieć inne zdanie na ten temat. Ciekawe, czy dziś i jutro w spotkaniach kwalifikacji ktoś będzie w stanie pokusić się o podobny golowy bagaż? Wynik jest zatem dla nas bardzo przyjemny. Ale żadnych innych pozytywów tego występu niestety dostrzec się nie da.
Analizując skład ostatniego spotkania towarzyskiego z Litwą w Gdańsku (6 czerwca) z niedzielnym pierwszym bojem o stawkę zobaczymy, że Adam Nawałka w obu postawił na bardzo podobny skład. W pomocy i ataku od pierwszej minuty zagrali ci sami zawodnicy (Grzegorz Krychowiak, Mateusz Klich, Kamil Grosicki, Maciej Rybus, Arkadiusz Milik i Robert Lewandowski) i w takim samym taktycznym ustawieniu 1-4-4-2. Inna była formacja defensywna – ze spotkania w czerwcu w „11” został tylko Kamil Glik (na PGE Arenie Nawałka testował „fałszywego” lewego obrońcę Grzegorza Wojtkowiaka i swoje „reprezentacyjne” odkrycie Macieja Wilusza), ale przecież gry obronnej polskiego zespołu z takim przeciwnikiem jak Gibraltar nie będziemy oceniać, bo przecież bracia Casciaro nie mogą jej weryfikować. Natomiast przy całej pochwale stabilizacji składu polskiego selekcjonera nie sposób nie zauważyć, że za chwilę znów potrzebna będzie mała rewolucja, że znów trzeba będzie szukać.
W środku pomocy pewniakiem na Niemcy i Szkocję jest tylko Grzegorz Krychowiak. Mateusz Klich nie wstanie raczej z ławki w Wolfsburgu, a selekcjoner na Toniego Kroosa, Mario Goetze czy Thomasa Mullera nie wystawi raczej Sebastiana Mili czy Filipa Starzyńskiego, którym tym razem wysłał powołania. Czym prędzej trzeba jechać do Hoffenheim i przeprosić się z Eugenem Polanskim, bo w innym razie tzw. walka o środek pola w październiku może wyglądać kiepsko. Problem jest tym większy, że do gry w tym sektorze potrzeba będzie nam nie dwóch, a trzech zawodników. Przecież nikt nie wierzy w to, że na Stadionie Narodowym zagramy na parę napastników. Także dlatego, że poza Robertem Lewandowskim ciągle nie dochowaliśmy się drugiego klasowego reprezentacyjnego snajpera. Arkadiusz Milik żadnego pozytywnego sygnału wczoraj niestety nie dał.
Drużyna z 7-0 z Estadio Algavre prawdopodobnie przestała już istnieć. Wiele wskazuje na to, że za pięć tygodni w Warszawie na boisko wybiegnie drużyna zmieniona na czterech-pięciu pozycjach, bo przecież także lewa obrona ciągle nie daje pewności i gwarancji na cały czas eliminacji. Znów pojawią się wątpliwości oraz znaki zapytania. Selekcja nie będzie taka prosta i oczywista. Tym bardziej, że wielkiego pola manewru nie ma.
źródło: polsatsport.pl