Siedem punktów po trzech meczach eliminacji do EURO 2016 to niezły wynik. Pewnie każdy z nas przed startem eliminacji przyjąłby taki stan rzeczy z radością. Przecież pewni mogliśmy być jedynie zwycięstwa nad Gibraltarem. Nie wierzę, by ktoś rozsądnie oceniający dotychczasową kadencję i selekcję Adama Nawałki był absolutnie pewien, że w październikowych meczach pokonamy choć jednego z naszych rywali – czytaj Szkotów.
Przecież pół roku wcześniej w meczu towarzyskim zespół Gorodna Strachana zabrał nam piłkę i nie bardzo chciał ją oddać. We wtorek, już w meczu o punkty reprezentacja, stworzyła dużo więcej sytuacji niż na wiosnę. Ale okoliczności nie tylko ze względu na stawkę były zupełnie inne.
Trzy punkty zdobyte w sobotę na aktualnych, choć mocno osłabionych mistrzach świata z Niemiec, mocno zmieniły naszą optykę na narodową drużynę. Pojawiły się głosy o narodzinach zespołu, a na krytykowanego wcześniej selekcjonera nagle spadła lawina pochwał za zdolności motywacyjne i grę na dwóch napastników. Do tego bramki zdobyli „jego” zawodnicy: Arkadiusz Milik i Sebastiana Mila, mimo, że ten pierwszy debiutował w kadrze u Waldemara Fornalika, a drugi był na Mistrzostwach Świata w … Niemczech, osiem lat temu, gdy powołania wysyłał Paweł Janas, podobno bez wiedzy swojego asystenta Macieja Skorży. Dziś bez nich (Milika i Mili) nie byłoby dobrej oceny występu reprezentacji i czterech zdobytych w tym miesiącu punktów...
Źródło: polsatsport.pl